Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Odwróciwszy się do prefekta, odparł.
— Opieka nad dziewicami Westy nie należy do moich obowiązków.
Chociaż panował już nad sobą, drżał jego głos przyciszony.
— Pisze mi Kajus Juliusz z Wienny — mówił Flawianus — że ty jeden mógłbyś wskazać bezbożnych uwodzicielów kapłanki. Nie wiem, na czem pretor opiera swój domysł, lecz jego wskazówki bywają zwykle prawdziwe.
Wojewoda wytężał wszystkie siły woli, aby wytrzymać badawcze spojrzenie prefekta.
Wzruszywszy ramionami, rzekł:
— Nie rozumiem, dlaczego domyślność Juliusza upodobała sobie tym razem mnie. Wiadomo w Rzymie powszechnie, iż nie łączyły ranie nigdy bliższe stosunki z Atrium Westy. Współczuję z waszą żałobą...
Nie dokończył kłamstwa. Zatrzymał je wstyd. Żołnierz zabijał bez namysłu, lecz brzydził się podstępem.
— Donosi mi także Kajus Juliusz — ciągnął Flawianus dalej — o jakiejś willi w górach Wedyancyi, w której mają się ukrywać ludzie podejrzani.
Zbliżył się tuż do Fabricyusza i zapytał głosem chłodnym, w którym drwiło szyderstwo:
— Nie słyszałżeś ty nic o tej willi? Podobno to bardzo zaciszne schronisko. Mówiono mi, że twój ojciec przebywał kiedyś czas dłuższy nad brzegami morza Śródziemnego, aby się ucieszyć bez świadków miłością porwanej córki kapłana iberyjskiego.