Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Przyj ą wszy z rąk imperatora województwo Italii, wykroczył przeciw zwyczajom, które czas uczynił prawem. Od lat stu pełnił naczelny wódz w cesarstwie rzymskiem urząd najwyższego sędziego legionów.
Arbogast nie oszczędzałby dumy nieposłusznego wielmoża. Zerwałby z niego przed całem wojskiem oznaki jego godności, kazałby go osmagać niewolnikom i powiesić na suchej gałęzi, jak szpiega.
Fabricyusz był kiedyś świadkiem takiej kary sromotnej. Na samą myśl o tem, coby go spotkało, gdyby się dostał w ręce Arbogasta, pobladł z trwogi.
Nie bez przyczyny groził mu Flawianus jego podkomendnymi. Ci zaciekli bałwochwalcy, dowiedziawszy się, iż porwał ich kapłankę, oddaliby go bez wahania pod sąd Arbogasta. Straż allemańska i garstka legionistów wyznania chrześcianskiego nie zastawiłyby go przed siłą pogan.
Fabricyusz pojął, że stoi nad przepaścią. Wewnątrz, w tajnikach jego sumienia, szalała burza, strasząc go gniewem Boga, którego miłował, na zewnątrz, dokoła, groziła mu zemsta obrażonych Rzymian. Miałżeby zginąć, nie pogodziwszy się z Chrystusem?
Schwycił się za głowę.
Życie było mu jeszcze potrzebne. Nie chciał zejść z tego świata bez pewności, że bramy królestwa niebieskiego otworzą się dla niego.
Wybiegł do przedsionka... Czuwał tu zawsze jeden z jego strażników allemańskich.
— Osiodłasz natychmiast swojego i mojego konia — rozkazał. — Przygotujesz się do drogi dale-