Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Wrócę do was — mówił przez zaciśnięte zęby.
Kiedy tak leciał, jak upiór z powieści ludowej, rozjaśnił nagle jego twarz zachmurzoną uśmiech szczęśliwy. Z każdą minutą zbliżał się do niej, do ukochanej, za którą tęsknił od wielu tygodni.
Od czasu porwania Fausty nie miał o niej żadnej wiadomości.
Nie chcąc wzbudzić podejrzeń szpiegów Flawiana, nie posłał do swojej willi kuryera. Że Teodoryk stanął na miejscu, poświadczało jego milczenie. Gdyby była zaszła jaka przeszkoda, byłby wierny sługa już pana uwiadomił.
Chociaż go pożerała tęsknota za Faustą, czekał cierpliwie na pismo Prokopiusza. Dyakon miał mu donieść o skutku swojej wymowy. Nie wątpił, że dziewica Westy odczuje potęgę wiary chrześciańskiej i zażąda sama chrztu. Dopiero wtedy chciał stanąć przed obliczem ukochanej i oddać się pod opiekę imperatora.
Ale niespodziewane wypadki przyspieszyły tę godzinę uroczystą. Za kilka dni ujrzy Faustę, przygarnie ją do bijącego serca i odbierze nagrodę za trwogę przebytą. Wszakże dla niej to ściągnął na siebie gniew pogan i splamił sumienie zabójstwem współwyznawcy. Dla niej zapomniał o obowiązkach namiestnika cesarskiego i sprzeniewierzył się swojemu posłannictwu.
Za tyle ofiar, poniesionych dla miłości, należy mu się uścisk kobiety wybranej.