— Ale grzechem nazwał wszelką nieprawość, zaś nieprawością jest twój gwałt niesłychany. Rozważ tylko dobrze, czegoś się dopuścił. Przedstawiciel władzy, który powinien szanować prawo, złamał najświętszy zakaz Italii.
— To zakaz bałwochwalców — bronił się Fabricyusz.
— Nie rzeczą twoją uprzedzać bieg wypadków — odrzekł Ambrozyusz, podnosząc po raz pierwszy głos. — Dopóki imperator nie odwoła Flawiana ze stanowiska prefekta pretoryum, dopóty nie życzy sobie widocznie zmiany istniejącego porządku. Łamiąc najświętszy zakaz Rzymu, naraziłeś rząd chrześciański w chwili ciężkiej na troski nieprzewidziane, gwałt twój bowiem może wywołać bunt pogan, któryby cofnął mądre dzieło Teodozyusza. Walentynian posłał cię do Rzymu, abyś jako gorliwy wyznawca Chrystusa przyświecał bałwochwalcom prawdą, dobrocią, miłosierdziem i uczciwością, a ty coś uczynił? Ściągnąłeś rękę na cudzą własność, znieważyłeś dziewicę, sprzymierzyłeś się ze złoczyńcami i zabiłeś współwyznawcę. Zamiast sobie zjednać przyjaźń dawnej stolicy państwa, oburzyłeś na siebie wszystkie serca prawe. Na toż umarł nasz Pan, Jezus Chrystus, na krzyżu za złość ludzką, aby ta złość wichrzyła dalej na ziemi? Na toż nauczył nas cnót, nieznanych wiekom ubiegłym, aby te cnoty butwiały w świętych księgach? Ty nazywasz się chrześcianinem, synem Boga Odkupiciela? Poganinem jesteś, opętanym przez demonów ciemności.
Fabricyusz żachnął się.
— Ojcze! — zawołał, obrażony.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/152
Ta strona została przepisana.