Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/163

Ta strona została przepisana.

do ciebie przemogła miłość sławy, obowiązku, cnoty męskiej, uczyniła mnie głuchym, ślepym, nieprzytomnym, ogarnęła mnie całego, iż nie zostało nic dla imperatora.
Fausta siedziała bez ruchu. Rumieniec spływał z jej twarzy, ustępując miejsca sinej bladości.
— Zgrzeszyłem, oszalałem — mówił Fabricyusz — lecz ten grzech jest najwyższą radością mojego życia. Przenoszę go nad oklask tłumu, nad uznanie imperatorów, nad...
Chciał powiedzieć: nad łaskę Boga, lecz zatrzymał się, przerażony bluźnierstwem swojej namiętności.
— Nędzny jestem, nędzny, nędzny! — skarżył się, łamiąc ręce.
Surowe rysy Fausty łagodniały.
Ten mąż poświęcił dla niej wszystko, co czcił i kochał. Troska pochyliła jego postać wyniosłą i starła z jego oblicza barwy zdrowia.
Nie gwałtownego barbarzyńcę widziała Fausta przed sobą, lecz nieszczęśliwego człowieka, który cierpiał przez nią i dla niej.
— Ty jedna zostałaś mi na całej ziemi, w tobie moja ostatnia nadzieja. Miłość twoja wynagrodzi mi gniew współwyznawców i zdejmie z mojej duszy czarną zasłonę rozpaczy.
Fabricyusz wyciągnął ręce do Fausty.
— Nie gardź miłością — prosił — albowiem ona opromieni twoją młodość złotemi blaskami słońca wiosennego. Obowiązek utrudza, sława zawodzi, dostojeństwa zdradzają. Jedna tylko miłość daje