Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Fabricyusz, nic domyślając się jeszcze zmiany, jaka zaszła w jej sercu, drażnił mimowoli coraz więcej jej dumę obrażoną.
— Wysłuchaj mojej prośby — nalegał — ukorz się dla swojego i mojego szczęścia przed Bogiem nowych ludów. Chrześcianki nie odda imperator w ręce pogan. Chrzest otworzy przed tobą bramy szczęścia doczesnego, zaś mnie wróci spokój duszy i łaskę mojej wiary. Nawrócona dziewica Westy zrównoważy winy nieposłusznego chrześcianina i wojewody. Przez ciebie stałem się zbłąkaną owcą w owczarni Chrystusowej. Dobroć twoja powinna się nademną zmiłować.
Brwi Fausty ściągnęły się, dolna warga wydęła się pogardliwie. Fabricyusz przemawiał do niej, jak gdyby ona była przyczyną jego nieszczęścia. Uważał ją za swoją własność, żądał od niej pomocy.
— Tylko wina wzajemna ma prawo do serca niewiasty — odparła głosem twardym — a nie moja zachęta sprowadziła cię z drogi obowiązku. Porwałeś mnie i więzisz przeciw mojej woli i chcesz zmusić do uczucia, które urąga największej potędze ludzkiej.
— Twoja uległość zdradziła mi twoją miłość — mówił Fabricyusz.
Rumieniec gniewu zabarwił twarz Fausty. Uwodziciel chłostał jej dumę słowem bezwzględnem, znęcał się nad nią, chciał wyzyskać chwilę jej słabości, zapomnienia.
— Uległość więźnia, gwałconego przez silniejszego napastnika, nie odsłania nigdy tajników jego serca. Znieważyłeś mnie pieszczotami, nie pytając, czy ich pożądam. Wiedz, iż gdyby podstępne demony