Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/185

Ta strona została przepisana.

Arbogast nie sprzyjał nowej wierze. Z chwilą, gdy on zasiądzie na tronie, zejdą ze sztandarów monogramy Chrystusa. A wojsko okrzyknie jego imperatoorem. Nie było w Wiennie nikogo, ktoby o tem wątpił.
I cicho było w mieście, jak w katakumbach pierwszych chrześcian. W pałacach możnych i lepiankach ubogich skarżyły się zawiedzione nadzieje. Wyznawcy Chrystusa spodziewali się, że syn Justyny zdusi ostatecznie upiora pogańskiego. Runął gmach, zbudowany na gorliwości Walentyniana.
Tylko w gospodzie pod „Czerwonym jeleniem”, w której mieszkał dotąd Kajus Juliusz z Galeryuszem, nie smuciło się ani jedno serce. Służba patrycyuszów rzymskich weseliła się, jak na godach.
Kiedy niewolnik stanął przed Juliuszem z upragnioną nowiną,podziękował mu pan kiesą, pełną złota i rzekł:
— Niech gospodarz otworzy dla was swoją piwnicę. Radujcie się, albowiem dzień dzisiejszy zapisze historya Rzymu złotemi głoskami.
A zwróciwszy się do Galeryusza, mówił:
— Nasi bogowie jeszcze nie umarli. Oni żyją i czuwają nad swoją świętą stolicą. Zwycięstwo!
Nieposłuszeństwo Arbogasta było rzeczywiście wygraną zwolenników dawnego porządku. Naczelny wódz, który znieważył w obliczu całego dworu imperatora, nie mógł się już cofnąć z drogi pochyłej. Czy chciał, czy nie chciał, musiał się stoczyć w objęcia nieprzyjaciół rządu chrześciańskiego. Nie miał innego wyjścia, oprócz jawnego buntu. Nawet u Teodozyusza, chociaż mu starszy imperator sprzy-