Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/192

Ta strona została przepisana.

Nowy Rzymianin był w tej chwili tylko chrześcianinem, któremu niebezpieczeństwo, zagrażające jego Dobremu Pasterzowi, przesłoniło troski osobiste. Z upadkiem krzyża padał gmach istniejącego porządku — wracała wyłączność i pycha bogów rzymskich.
Wychowaniec rządu chrześciańskiego zdawał sobie dokładnie sprawę z przewrotu, jaki się przygotowywał w obozie pod namiotem Arbogasta. Niespodziewana zmiana położenia roznieciła w jego sercu żarliwość neofity, przytłumioną przez samolubstwo miłości. On nie przypuszczał nigdy, aby się Kościół mógł zachwiać, jak kruchy twór rąk ludzkich. Wszakże patrzał od kołyski na jego siłę.
A jednak stało się, czego jego wiara nie przewidziała.
Pyszny żołnierz znieważył „boskiego i wiecznego pana,” który był dla nowego Rzymianina wcieleniem wszelkiej potęgi doczesnej — poganin sponiewierał w świętej osobie imperatora naukę Chrystusa — porządek społeczny, ustalony wysiłkami długiego szeregu pokoleń, rysował się, rozprzęgał...
— Prawdaż to?... — mówił Fabricyusz, nie odrywając wzroku od nieba
Naokoło niego pachniała i śpiewała wiosna. Drzewa, pokryte białym puchem, krzewy, strojne różnobarwnemi kwiatami, murawa, przyodziana w jasną, młodą zieleń, ptaki, świergoczące wesoło — cała przyroda radowała się, jakby dzień dzisiejszy był podobny do wczorajszego. Ani jeden listek nie odczepił się od gałązki, przesyconej słod-