Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/195

Ta strona została przepisana.



IX.



W trwodze przebyła Wienna dwa długie dni. Ustał handel, rzemiosła założyły ręce bezczynnie, urzędy nie załatwiały spraw bieżących. Nikt nie wychodził na ulicę, ciągle bowiem spodziewano się napadu Arbogasta.
Ze wszystkich stron opasywał miasto straszliwy łańcuch, najeżony włóczniami Franków, Allemanów i Gallów. Jak daleko oko sięgało, wszędzie świeciły białe namioty, lśniły w słońcu zbroje, miecze i tarcze. Dość było jednego sygnału, aby ten łańcuch ścisnął rezydencyę imperatora i zmienił ją w kupę gruzów, obryzganych krwią winnych i niewinnych.
Z pałacu cesarskiego szli do obozu posłowie z obietnicami przebaczenia i łaski. Przerażony Walentynian upokorzył się przed wojskiem, traktował z naczelnikami poszczególnych plemion, jak równy z równymi.