rzymskiej — odezwał się komes Bauto. — Kto broni cesarstwa rzymskiego przed jego nieprzyjaciółmi, ten jest Rzymianom. Bądź naszym imperatorem, wodzu!
— Bądź naszym boskim panem — prosili podkomendni Arbogasta. — Twoja sława i prawość będą najpewniejszą tarczą wojska i państwa.
Arbogast potrząsł głową.
— Czy chcielibyście, aby wasz stary wódz — rzekł podniesionym głosem — zasłużył na pogardę Teodozyusza? I wy szanujecie wielkiego imperatora, którego koronę zdobią liczne zwycięstwa. Król Arbogast nie może złamać danego słowa.
Komesowie i wojewodowie milczeli. Ich dziewicze serca barbarzyńskie miały cześć dla zobowiązań mężów. Każdy z nich uczyniłby to samo.
— Nie lękajcie się — ciągnął Arbogast dalej. — Imperator, którego wam wybiorę, dochowa zawartych umów.
Obrzucił zgromadzonych wzrokiem szukają cym, a zatrzymawszy go na naczelniku swoich pisarzów i wywiadowców, który trzymał się skromnie na uboczu, wskazał na niego ręką i rzekł:
— Oto wasz imperator! Oddajcie wieniec Eugeniuszowi!
W pierwszej chwili mniemali komesowie i wojewodowie, że król żartuje. Eugeniusz byłby ostatnim, o którym by pomyśleli, gdyby im kazano wybierać imperatora.
Pochodził on wprawdzie z przesławnej rodziny rzymskiej, lecz ubóstwo zepchnęło go do plebejów.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/200
Ta strona została przepisana.