Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Retor z zawodu, służył na dworach możnych barbarzyńców, jako nauczyciel ich dzieci, zanim go Arbogast wziął do swojego boku. Oddany naczelnemu wodzowi całą duszą, zdolny i wierny, posuwał się szybko po drabinie hierarchii urzędniczej[1].
— Eugeniusz imperatorem? — pytał Bauto z niedowierzaniem.
Podkomendni Arbogasta uśmiechali się pogardliwie.
Tylko Juliusz sposępniał. On odgadł odrazu, dokąd król Franków zmierza. Chciwy władzy starzec sadzał rozmyślnie na tronie rzymskim swojego sługę, aby rządzić za niego. W ten sposób dotrzyma słowa Teodozyuszowi i nie wypuści z rąk steru państwa. Flawianus lub Symmachus nie byliby powolnem narzędziem dumnego żołnierza.
Sam wybraniec Arbogasta przeraził się tak bardzo niespodziewanym zaszczytem, że pobladł i cofnął się ku wyjściu z namiotu, jakoby chciał uciekać.
— Odwróć myśli swoje odemnie, królu — prosił. — Zbyt wielkim jest ciężar władzy imperatorskiej na moje słabe barki.

— Żadna władza nie ciąży, gdy ją Arbogast podpiera — odpowiedział król. — będziesz imperatorem, Eugeniuszu.

  1. Niektórzy historycy wywodzą Eugeniusza z plebejów, lecz Symmachus i Ambrozyusz oddawali mu w listach, pisanych do niego przed jego wyniesieniem, zawsze tytuł senatorski (clarissimus), a Symmachus przemawiał do niego nawet frater meus, co czynili patrycyusze tylko pomiędzy sobą.