Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/205

Ta strona została przepisana.

Tylko nierozważna młodość lub ślepa nienawiść przyczyniają sobie bez potrzeby nieprzyjaciół. Dopóki Teodozyusz nie przekroczy granic zachodnich prefektur z mieczem wojny w ręku, nie mamy żadnego powodu drażnić jego znanej popędliwości.
— Teodozyusz nie uzna Eugeniusza — rzekł Juliusz.
— Ale uzna dzielność moich legionów. Nie sądzę, by się chciał po raz wtóry narazić na niepewne losy wojny. Miał on dosyć kłopotu z Maksymusem.
— Inne nadzieje towarzyszyły mi w drodze do Totonis — mówił Juliusz z żalem.
— Część twoich nadziei stała się już ciałem — pocieszał go Arbogast — z chwilą, gdy Walentynian dokonał dni niesławnych. Imperator Eugeniusz nie odbierze Flawianowi prefektury Italii, Illyryi i Afryki, nie będzie posyłał do Rzymu Fabricyuszów, wróci waszym kapłanom zabrane przez Gracyana dobra i nie zamknie waszych świątyń. Resztę zostawcie czasowi. Za poszanowanie waszych bogów żąda od was imperator rozwagi i spokoju. Zechciejcie zrozumieć, że władca państwa, w którem się nagromadziły najróżnorodniejsze narody i religie, nie może sprzyjać nienawiściom narodowym i religijnym. Nie wy, Rzymianie, tworzycie obecnie większość w cesarstwie i nie wasi bogowie rządzą bezpodzielnie duszami. Przeto rozkazuje wam imperator Eugeniusz, abyście żyli w zgodzie ze wszystkimi narodami i religiami. W cokolwiekby ktoś wierzył, niech wierzy, cokolwiek czcił, niech czci, byle jego wiara i cześć nie zagrażały bezpieczeństwu państwa. Pod-