Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/206

Ta strona została przepisana.

stawą rządów imperatora Eugeniusza będzie edykt medyolański Konstantyna, który zapewnia wszystkim wyznaniom swobodę i równe prawa. Odłóżcie niechęć do Galilejczyków, jest ich już bowiem zawielu, aby ich można prześladować. Nierozumny ucisk wywołałby wojnę domową, której sobie imperator nie życzy.
Z wielką uwagą słuchał Juliusz, podziwiając przezorność Arbogasta. Nowy władca chciał uniknąć przedewszystkiem wewnętrznej zawieruchy, aby wzmocnić swoje panowanie.
Pobłażliwość religijna cywilizowanego Franka nie zdziwiła bynajmniej senatora rzymskiego, nie była ona bowiem cnotą rzadką na tronie imperatorów i pod namiotami wielkich wodzów. Głównie waleczni wojownicy nie mieszali się do spraw sumienia. Teodozyusz, który łączył w jednej osobie dzielność żołnierską i fanatyczną żarliwość religijną, należał w dziejach cesarstwa do nielicznych wyjątków.
Obietnice Arbogasta uspokoiły patryotyzm Juliusza. Znaczyły one tyle, co uchylenie edyktów Teodozyusza i cofnięcie całej roboty Gracyana.
— Ze wszystkich świątyń Italii pójdą do nieba modły, błagające bogów o długie lata dla wiecznego Eugeniusza — odezwał się, schylając głowę przed Arbogastem.
— Zawieź Rzymowi od nowego imperatora pozdrowienie i słowa szczerej przyjaźni — odpowiedział Arbogast.
— Wdzięczność nasza nie miałaby granic, gdyby boski imperator raczył zezwolić na ustawienie