Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/209

Ta strona została przepisana.

Kio spodziewał się on wprawdzie innego zakończenia sporu pomiędzy Arbogastem i Walentynianem, lecz łudził się do ostatniej chwili, jak łudzi się skazaniec, który nie ma już nic do stracenia. Może posłom imperatora uda się nakłonić zbuntowanych komesów i wojowników obietnicami do posłuszeństwa, może jaki niespodziewany wypadek odwróci klęskę od rządu chrześciańskiego.
Śmierć Walentyniana położyła kres jego nadziejom ukrytym. Teraz musi uciekać, jeżeli chce zachować swoją odwagę żołnierską dla wiary prawdziwej...
Nieprzewidziany przez nikogo tryumf pogan ocucił go, wrócił mu przytomność. Był znów gorliwym wyznawcą Chrystusa, który łączył wszystkie myśli z Bogiem nowych ludów.
Czekając na rozwiązanie tragedyi dworu cesarskiego, ogarniał Fabricyusz okiem skruszonego grzesznika ostatnie miesiące. Jakże się to mogło stać, by on, wierny syn Kościoła, zasłużył na karę, stosowaną przez biskupów tylko do najzalwardzialszych zbrodniarzów? Zawiniłże on w istocie tak ciężko? — pytał zdziwiony.
A sumienie chrześcianina odpowiadało mu słowami Ambrozyusza: „Walentynian posłał cię do Rzymu, abyś przyświecał bałwochwalcom prawdą, dobrocią, miłosierdziem i uczciwością, a ty coś uczynił? Ściągnąłeś rękę na cudzą własność, znieważyłeś dziewicę, sprzymierzyłeś się ze złoczyńcami zabiłeś współwyznawcę.”
Czego dawniej, zaślepiony namiętnością, nie dostrzegał, widział teraz, kiedy go nieszczęście zdep-