Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/210

Ta strona została przepisana.

tało, jasno i odczuwał głęboko. Nie posłannikiem rządu chrześciańskiego był w Rzymie, lecz dzikim żołnierzem, stawiającym siebie ponad prawo, swoje dobro ponad obowiązki urzędu.
— Zawiniłem — przyznawał się Fabricyusz przed sobą. — Demony pogańskie odebrały mi rozum, iż błądziłem w ciemnościach.
— Nie demony pogańskie odebrały ci rozum — pouczało go sumienie chrześcianina — lecz sprawiła to twoja gwałtowność, która nie umiała zapanować nad pożądliwościami samolubnemi. Kochałeś więcej siebie, niż Chrystusa.
I znów podszeptywała mu pamięć wskazówki Ambrozyusza.
„Niewiasta przykuwa męża do ziemi, odwraca jego myśli od spraw Kościoła i państwa, czyni go niewolnikiem rzeczy tego świata. Gdybyś nie był wojewodą Italii i gorliwym wyznawcą Chrystusa, nie przypominałbym ci rady świętego Pawła, wiem bowiem, że ofiara z miłości niewiasty przewyższa siły śmiertelnika. Ale ciebie postawił imperator na straży w kraju, oddanym jeszcze bałwochwalstwu, ciebie wybrał Bóg z pomiędzy wielu, abyś był posłusznem narzędziem Jego zamiarów. Tobie nie było wolno poświęcać Chrystusa dla niewiasty, jakoś uczynił.”
Co Fabricyusz nazywał jeszcze przed tygodniem zrzędzeniem kapłana, wyzutego z uczuć ludzkich, zaczęło go teraz przekonywać. Wobec niebezpieczeństwa, grożącego jego wierze, bladły gorące barwy miłości, stygły jej żary. Obraz Fausty przesłaniał mu trop zamordowanego obrońcy chrześciań-