Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/212

Ta strona została przepisana.

skrępowałyby twoje ruchy. Co zamierzasz z nią, uczynić?
— Nie pytaj, lecz spiesz się. Za godzinę nie mógłbym się już przeprawić przez Rodan.
Setnik chciał jeszcze coś mówić, ale Fabricyusz oddalił się szybko.
Za kuchnią willi była mała izdebka, w której Rikomer więził nieposłuszną służbę. Tu umieścił uwodziciel swoją brankę, postawiwszy przy drzwiach na straży dwie niewolnice.
Kiedy Fabricyusz wszedł do kryjówki, leżała Fausta Auzonia na barłogu, przykryta brudną kołdrą. Chociaż zardzewiałe wrzeciądze skrzypnęły głośno, nie podniosła głowy.
Spoczywała z przymkniętemu powiekami, z bladością wyczerpania na wychudłej twarzy. Długa troska posrebrzyła jej włosy na skroniach.
Obok niej na drewnianem krześle stały gliniane naczynia z nietkniętemi potrawami.
Zamknięto ją jak zbrodniarkę, w cuchnącej norze, pozbawiając światła i powietrza. „Złamię twój upór, zmuszę cię siłą do uległości!” — wolał nad nią Fabricyusz. Aby sobie nie mogła odebrać życia, związano jej ręce sznurem, który wpijał się w jej ciało.
Fabricyusz, przyczepiwszy latarnię do ściany, spojrzał na Faustę. Obraz nędzy, jaka otaczała możną patrycyuszkę i kapłankę, czczoną przez cały naród, zatargał jego sercem. Własne cierpienie uczyniło go wrażliwszym na cudzą boleść.
I teraz dopiero zrozumiał, jak ciężko obraził kobietę, od której żądał najwyższej rozkoszy życia.