ostatnich lat i rozprawiał o gladyatorach, zakładał się, dowcipkował, jak za dawnych, dobrych czasów, zadowolony, że przepędzi z łaski senatorów kilka dni wesołych.
Trzy wieki przeszły po nim bez śladu, nic złagodziły jego dzikich instynktów, nie wzięły mu krwiożerczych upodobań. Plebs rzymski oklaskiwał w czwartem stuleciu z takim samym zapałem wszelkie okrucieństwo, jak w pierwszem.
Zdawało mu się, że śmierć Walentyniana zdusiła na zawsze groźbę nowego porządku, który nie miał dla próżniaczych tłumów pobłażliwości i hojności Juliów, Klaudyów i Flawiów.
Z rządami Rzymianina wrócą do Rzymu owe święta, trwające po kilka tygodni, owe stoły biesiadne, zastawiane przez patrycyuszów dla ludu. „Panowie świata” w dziurawych togach będą znów używali za zasługi swoich przodków...
I weseliła się ulica, rozbrzmiewały szynki pustym śmiechem, ubogie domki przedmieść stroiły się w zieleń i kwiaty.
Stroiły się w zieleń i kwiaty i pałace możnych, ale troska nie ustąpiła z ich sal bogatych.
Na Wiminale, w domu Flawiana, zebrali się naczelnicy stronnictwa starorzymskiego. Przybyli Symmachus i Juliusz, Galeryusz i Ruffiusz, który jeździł do Konstantynopola z poselstwem Eugeniusza.
Nowy imperator, pouczony przez Arbogasta, starał się pozyskać względy Teodozyusza uprzejmością.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/230
Ta strona została przepisana.