Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/233

Ta strona została przepisana.

się znów Gotowie jego powolnem narzędziem. Przeto nie na prefektury wschodnie należy zwrócić naszą czujność. Trzeba przypomnieć przedewszystkiem Italii cnoty ich przodków i utworzyć z wyznawców bogów narodowych tyle legionów, ile ich zdołamy uzbroić. Niech Rzymianie walczą za swoje ołtarze i ogniska domowe.
— Rzymianin przemawia do nas, ojcowie! — zawołał Galeryusz. — Mamyż zawdzięczać wszystko Arbogastowi?
— Chytry strach ostatnich imperatorów wytrącił broń z naszych rąk — odezwał się Juliusz. — Odwykliśmy od tarczy i miecza. Czyby nie było lepiej kupić zdrowe ramiona wolnych Franków?
— I ty nie wierzysz w odwagę Rzymian, ty, który jesteś żywem świadectwem tej odwagi? rzekł Galeryusz z oburzeniem.
Bolesny uśmiech przewinął się po ustach Juliusza.
— Jestem tylko żywem świadectwem miłości do Rzymu — odpowiedział — odwagi bowiem nie żądała ode mnie dotąd ojczyzna. Wątpię, czyby moje niedołężne ciało wytrzymało trud wojny. Lecz rozkazuj, prefekcie. Twoja wola będzie moją wolę[1].
— I naszą — wtórowali mu senatorowie.

— Płonną nie jest obawa Juliusza — mówił Flawianus — lecz wielka potrzeba bywa matką niezwykłych czynów. Gdy Italia zrozumie, że jej męstwo może rozstrzygnąć losy Rzymu, ocknie się jej dawna dzielność, co zaniosła nasze prawo na krańce naszego świata, zawsze zwycięska, zniewalająca do posłuszeństwa. Nie możemy zależeć, ciągle od łaski

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wolą.