sulem na rok trzysta dziewięćdziesiąty trzeci, nie podziękował mu starszy imperator ani jednem słowem uprzejmem.
Teodozyusz milczał i przygotowywał się do wojny.
Na kogo się tylko dało, na gminy, fabryki cesarskie i prywatne, na bogatych patrycyuszów i kupców nakładał wysokie podatki, aby napełnić skarb rządowy. Wygórowane żądania Gotów zaspokoił, najął Alanów, Hunów, Saracenów; legiony wschodnich prefektur, rozrzucone po miastach i miasteczkach, ściągał do obozów w Tracyi.
Arbogast, zmiarkowawszy, że traci niepotrzebnie czas, ubiegając się o względy nieprzejednanego wroga, zaczął swoją niechęć do chrześciaństwa mniej ukrywać. Chociaż nie cofnął edyktów tolerancyjnych, otoczył mimo to opieką i życzliwością głównie zwolenników dawnego porządku. Świątyniom pogańskim zwrócił wszystkie dobra i przywileje, posady wpływowe w Italii powierzył Rzymianom, Eugeniusza nakłonił do wyrzeczenia się wiary Chrystusowej.
Z każdym miesiącem rosła trwoga chrześcian. Żarliwsi uciekali do dyecezyi, podległych berłu Teodozyusza, obojętniejsi omijali kościoły, obłudnicy, którzy przyjęli chrzest dla chleba, wracali gromadnie do bogów rzymskich.
Poganie, zrazu skromni, zajęci tylko własnem szczęściem, zaczęli podnosić głowy upokorzone. Na ulicach Rzymu rozlegało się znów od czasu do czasu złowrogie: chrześcian lwom! W miasteczkach i osadach, zamieszkanych przez ludność mieszaną, mno-
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/242
Ta strona została przepisana.