Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Niezwykły spór o tron zmienił cesarstwo w jeden wielki obóz i wyludnił lasy sąsiednich barbarzyńców.
Dwie cywilizacye miały stanąć do boju ostatecznego, dwie epoki miały się objąć w śmiertelnym uścisku. Na sztandarach Teodozyusza błyszczał monogram Chrystusa — na chorągwiach Arbogasta i Flawiana zachęcał pogan do męstwa młody Herkules, trzymający jelenia Dyany za złote rogi.
Stary i nowy porządek szły naprzeciw sobie...
Czuli to wszyscy poddani cesarstwa, począwszy od najmocniejszego, a skończywszy na najuboższym, przeto zapanowała na ziemiach rzymskich cisza wytężonego oczekiwania. Nikt nie miał ochoty do zabawy i pracy, nie zawierał umów, ślubów, nie ubiegał się o złoto i zaszczyty, nikt bowiem nie był pewny dnia jutrzejszego.
Zwycięzca, podrażniony nienawiścią przeciwnika, zburzy niewątpliwie świątynie pokonanego i rzuci świat pod stopy swojego Boga. Wszakże kazał Flawianus postawić na szczytach Alp Julijskich posągi Jowisza, na znak, że oddaje prefektury zachodnie pod opiekę wiary rzymskiej, zaś Teodozyusz obostrzył w ostatnim roku w swoich dyecezyach edykty, zwrócono przeciw poganom i heretykom.
Ludzkość cywilizowana wiedziała, że na granicy Italii rozegrają się losy przyszłych pokoleń. Za kilka miesięcy obejmą litościwe ramiona Krzyża całe cesarstwo, albo też zagrzmią pioruny rzymskiego Jowisza z siłą gniewu.
Po raz pierwszy włożył nowy porządek na głowę szyszak i przypasał miecz do boku, świadomy