Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/257

Ta strona została przepisana.

zajęto pracą pokoju. Nigdzie nie było widać ani jednego miecza, nie było słychać trąb i rogów. Bez żadnej przeszkód}dotarło wojsko chrześciańskie aż do granicy Italii.
— Mówisz, że za temi górami czekają na nas bałwochwalcy? — zapytał Fabricyusz górala.
— Jest ich tylu, ile jodeł na naszych górach — odrzekł szpieg.
— Powiadasz, że bałwochwalcy obozują już od miesiąca nad rzeką Frigidus?[1]
— Król Arbogast rozłożył się w pierwszych dniach sierpnia w naszej dolinie. Przesmyki gór zamknął prefekt Flawianus.
— Czy nie ma nikogo z tej strony gór? Pamiętaj, iż za kłamliwą wiadomość płaci się na wojnie głową.
— Jestem chrześcianinem, panie. Dobry Pasterz strąciłby mnie w ognie piekielne, gdybym splamił sumienie krzywdą współwyznawcy. Możecie się przypatrzeć wojsku bałwochwalców bez obawy. Z tej strony czuwają straże tylko nocą.
Oddział zatrzymał się u stóp małego wzgórza. Zsiadłszy z konia, piął się Fabricyusz za szpiegiem po skałach.

Kiedy stanął na szczycie, wyrwał się z jego piersi okrzyk podziwu. Przed nim, na kilka mil wokoło, rozciągała się dolina tak równa, jakby stworzona rozmyślnie do stoczenia wielkiej bitwy. Naj-

  1. Frigidus — dzisiejsza rzeka Wippach.