Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/291

Ta strona została skorygowana.

Zatrzymał się na progu i czekał.
Teodozyusz, spostrzegłszy go, zapytał:
— Przynosisz nam niespodziewaną wiadomość?
— Nieprzyjaciel odciął nam odwrót, boski i wieczny panie — odrzekł Fabricyusz. — Cała jazda Gallii zamknęła Alpy od strony wschodniej.
Wodzowie spojrzeli na imperatora z wyrzutem.
— Radziłem pośpiech — odezwał się Stylikon.
— Arbogast wydusi nas, jak lisów, osaczonych w jamie — dodał Timazyusz.
— Stanie się, jak nasz Pan Jezus Chrystus postanowi — mówił Teodozyusz głosem spokojnym.
A zwróciwszy się do Fabricyusza, zapytał:
— Czy znasz nazwisko dowódcy Gallów?
— Jazdę Gallii prowadzi wojewoda Arbitrio.
— Arbitrio?
Teodozyusz zamyślił się.
— Jakiś Arbitrio zgłaszał się do mnie temu dwa lata — mówił. — Chciał służyć pod mojemi sztandarami. Miał zatarg z Arbogastem.
Wziął ze stołu woskowaną tabliczkę, nakreślił na niej rylcem kilka słów i wręczył ją Fabricyuszowi.
— Zanieś owemu Arbitriowi moje pozdrowienie i nominacyę na komesa Gallii. Jego trybunom obiecaj w mojem imieniu złote łańcuchy, zaś żołrzom hojne nagrody. Niech cię Chrystus natchnie słowem przekonywającem. Jeśli ci się uda przeciągnąć; Arbitria na naszą stronę, zasłużysz się dla Boga prawdziwego. Pokój z tobą!