kiego narodu, którzy poświęcali dla swoich tradycyi wszystko: mienie, szczęście, zaszczyty tej ziemi, życie w końcu. Jaka szkoda, że Bogu prawdziwemu nie służyli tacy bohaterowie, jak Flawianus, Symmachus, Fausta Auzonia...
Fausta Auzonia?
Fabricyusz nosił jej obraz ciągle w sercu, ale był to już obraz inny, jaśniejszy, promienniejszy. Co drażniło pysznego żołnierza, to szanował chrześcianin, oczyszczony przez cierpienie i rozmyślanie. Opór kapłanki, depczącej najwyższe szczęście niewieście dla obowiązku, otoczył postać Fausty aureolą świętości.
Fabricyusz wiedział teraz, dlaczego westalka odtrącała jego miłość i kochał ją jeszcze więcej, bo do uczuć tkliwych domieszała się cześć dla woli, silniejszej od pokus.
Pamięć Fausty towarzyszyła mu w drodze do Italii. Z nadzieją zwycięstwa łączyła jego niewygasła miłość nadzieję pozyskania ukochanej kobiety, wiadomo było bowiem w Konstantynopolu, że Teodozyusz postanowił zamknąć przemocą świątynie pogan. Gdyby Gajnas był dziś pokonał Arbogasta, biegliby już jutro do Rzymu kuryerowie z rozkazami imperatora. A te rozkazy rozwiązałyby wszystkie śluby, zniosłyby wszystkie prawa przeszłości. Fausta, rozpętana z przysięgi, wynagrodziłaby może wierną miłość wzajemnością.
Fabricyusz, postępując za góralami, przypominał sobie pożegnanie z Faustą. W jej głosie nie było wówczas szorstkich tonów gniewu. Płakał w nim, jakby cichy żal za czemś, co się bez radości opuszcza.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/295
Ta strona została przepisana.