Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/307

Ta strona została przepisana.

Kiedy wywiadowcy stanęli przed nim, rzekł:

— Mówcie wszystko bez obawy. Wiem, że zwycięzcy nie przebaczają. Cóż się stało z moim ludem?
— Nasza piechota — opowiadał wojewoda Sunno głosem zdławionym — ochłonąwszy po pierwszym przestrachu, usiłowała stawić opór pogoni. Rozbita na gromadki, uległa przewadze nieprzyjaciela. Prawie wszyscy nasi szermierze biesiadują już w Walhalli z duchami przodków. Wolni Frankowie i Allemanowie dotarli szczęśliwie do Forum Julium, a stamtąd ruszyli przez góry do Noricum. Legiony zachodnich prefektur, zamordowawszy Eugeniusza, poddały się Teodozyuszowi.
Arbogast zwiesił głowę na piersi.
Wiadomości, przyniesione przez wojewodów, odbierały mu ostatnią nadzieję. Może się przerażone wojsko złączyło i uporządkowało po drugiej stronie zachodniego pasma gór — łudził się — może Teodozyusz nie śmiał ścigać jego Franków.
Był zupełnie pobity i pozbawiony wszystkiego, co go wiązało z życiem: sławy, władzy, swojego wojska.
— A Teodozyusz? — spytał, nie podnosząc głowy.
— Teodozyusz udał się do Medyolanu, wysławszy poprzednio Fabricyusza do Rzymu z rozkazem zamknięcia świątyń bogów narodowych. Zanim opuścił plac boju, ogłosił ogólne przebaczenie dla wszystkich książąt, komesów, wojewodów i senatorów, którzy brali udział w wojnie. Możemy wracać do domu, królu. Nikt nas w drodze nie zatrzyma.