Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/314

Ta strona została przepisana.

— Nie czekajcie na mnie... Zostawcie mnie mojemu przeznaczeniu, któremu żaden człowiek nie ujdzie, bo nosi je w sobie. Wracaj do domu, Porcyo i powiedz Konstancyuszowi, że prosi go Fausta Auzonia, by cię bardzo, bardzo kochał Idź, idź...
— Będziemy na ciebie czekali; przyjdę jutro.
Kiedy się Porcya oddaliła, zwróciła się Fausta do kapłanki.
— Otoczcie Pulcheryę Placydę w tej ciężkiej godzinie troskliwością wdzięcznych córek. Niech gasnące oczy kapłanki nie patrzą na gwałt Galilejczyków. Świętego ognia będę strzegła sama.
Zawinęła się w płaszcz purpurowy, oparła głowę o poręcz krzesła i utkwiła wzrok w świętem Palladium.
I dla niej, jak dla Flawiana i Arbogasta, skończyło się wszystko, co ją wiązało z życiem. Stary Rzym, pan i prawodawca świata, przestał istnieć, leżał w prochu u stóp Galilejczyków. Obcy ludzie przyjdą i zabiorą plon pracy tysiącletniej. Nowi bogowie, nowe zwyczaje i obyczaje, pojęcia i cele zakwitną na gruzach dawnego porządku. Ci, co służyli, będą teraz rozkazywali, zaś ci, co szli na czele ludzkości od czasów niepamiętnych, rozproszą się po świecie, nieznani, zapomniani.
Pękła nić, która łączyła Faustę z ziemią.
Z chwilą, kiedy kapłanka stłumiła w sobie siłą woli tęsknoty dziewicze, podtrzymywała płomień jej życia już tylko miłość do przeszłości rzymskiej. Było to jedyne światło, ozłacające jej dolę samotną.
Czy jedyne?
Fausta przycisnęła rękę do serca.