Partye walczyły — a ów bój zażarty
Votów w domowych polityk tartaku,
Zrodził rezultat, że i nie na żarty,
Grantyzm na karym rozsiadł się rumaku.[1]
I dzień oboru zbliżał się powoli
A rzesze na głos wygłaszały chmurne,
„Kraj nasz praw wolnych nigdy nie pozwoli
By Imperializm zakradał się w urnę.
I owa walka najgorętszych sporów,
Zakreśliła się w krajowych rubrykach
Zwycięztwem ludu — bo z urny wyborów,
Wyszedł, — James Garfield — w tryumfu okrzykach!
........................
Nasz to pastuszek wśród nawału trudów,
Ufny w Opatrzność, silny hartem woli,
Podniósł się na tron milionowych ludów,
Pracą i cnotą z pęt twardej niedoli.
O! z jakąż wtenczas dumą poglądała!
Gołębia matka na syna drogiego,
Gdy go na krześle dostojeństw ujrzała,
Mocą wyborów narodu wielkiego!
James Prezydentem! o! to być nie może!
Rozpromieniona staruszka szeptała,
- ↑ Black horse — w znaczeniu krajowem kandydatura prezydenta Ameryki.