Strona:PL Teofila Samolińska - James Garfield.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

Nie tracąc ducha odważnej swej miny
Za chwilę stanął przed frontem katedry,
Przed wykładaczem Homera, łaciny
Tłumaczem Danta i Racina Fhaedry.

Ktoś ty? co tu chcesz? znów groźne pytanie
Sierotę chłopca z góry przywitało,
„James Garfield jestem! chcę się uczyć Panie,
Chłopię z pokłonem raźnie powiedziało.

Przyjdź więc tu z ojcem — „mój ojciec już w grobie.“
Gdzież twój opiekun? Opiekun? — tam w niebie...
Ty malcze jakiś! — cóż ty myślisz sobie?
Któż więc w Collegium chce płacić za ciebie?

— Ja sam zapłacę nauki sowicie! —
Rekomendacyą mą — obu rąk palce...
Dajcie mi pracy!! a wnet zobaczycie,
Jak płacą szkołę takie jak ja malce.

Mąż w swej katedrze na bok się odwrócił —
Coś mu na rzęsach błyszczące zadrzało.
Schylił się po coś — pewnie pióro zrzucił,
Rękawem — które na pulcie leżało.

Zadzwonił szybko — i ludziom rozkazał,
Wskazać chłopczynie wygodną komnatkę,
A odetchnąwszy lżej, z cicha powtarzał,
Jakąż niezwykłą on musiał mieć matkę!..
........................

∗                              ∗