deseczkach wielkie pudło. Rdzawicz podniósł je ostrożnie. Ochraniało ono modelowane w glinie popiersie młodej kobiety.
— Tężel, podobne to, co? Gdzieżeś ty? Aha!... Moje, moje śliczne, moje ty złote serdeczne. Tężel wróciłeś? Podobne to?
— Ba!
— Cóż: »ba?« Gadaj: podobne?
— Cóż się pytasz, kiedy sam wiesz, że podobne.
— Bo wiesz, dyablo trudno jest robić portret z portretu. I jeszcze z malowanego rzeźbić...
— Ale ty jej nie rzeźbisz z tego tam — odezwał się Tężel cichym i jakimś wzruszonym, a usiłującym wzruszenie pokryć głosem — ty jej nie rzeźbisz z tego tam coś namalował, tylko ze swego serca, bo ty ją masz w sercu...
Rdzawicz popatrzył nań wilgotnemi oczyma.
— Tężel, jak ty czasem ładnie mówisz — rzekł. — I jakżebym ją mógł inaczej robić? Podmalowałem portret w trzech dniach, a i to Bóg wie jak, bo przecież malarzem nie jestem, ani Buonarottim, co wszystko umiał. Nie mógłbym jej też rzeźbić, żebym jej w sercu nie miał. Mam tam jej każdy rys, każdą linijkę, każdy szczegół twarzy. Ale się też Rysia ucieszy! Jak już będę mniej więcej gotów ze szkicem, dopiero ją poproszę, żeby mi dopozowała do reszty, a potem w marmur! Czy to nie będzie piękny prezent ślubny? Co? Tężel, ty stara małpo?!
I Rdzawicz, porwawszy Tężla za ramiona, obrócił
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/10
Ta strona została skorygowana.