Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie, ja tam już nie chcę wejść więcej...
— A dokąd pójdziesz?
— Nie wiem, na miasto. Czy Przerwica niema?
— Czekają z Misią na wiadomość od kapitana, lub na niego samego. Stosławski...
Tężel nie dokończył, albowiem w tej chwili usłyszeli jakiś obcy im kobiecy głos: — Gdzie on?! — i ujrzeli niemłodą kobietę o siwych włosach, w ciemnej, ubogiej sukni, opartą na ramieniu Konarzewskiego. Za nią szła Misia, Stosławski, Przerwic i kamerdyner Stosławskiego.
— Matka — szepnął Tężel.
Kobieta ta przeszła koło Tężla i Rdzawicza, nie widząc ich wcale, choć jej oczy padły na nich i zatrzymały się nawet chwilę. Oczy te były jakby szklanne, szeroko otwarte i nieruchome, jak cała jej twarz, która właściwie nie była teraz twarzą, tylko jednym wyrazem zapamiętania się w rozpaczy. Tężel otwarł drzwi — — do ciemnego pokoju padł blask lamp i oświetlił białą twarz Drewskiego i jego sztywne ciało na krześle, z przewieszoną w tył głową i rękami w kieszeniach. Pani Drewska krzyknęła przeraźliwie: Ignaś!... i runąwszy przy krześle na kolana, objęła zwłoki syna rękami i przycisnęła do nich siwą głowę i usta. Nie płakała, nie trzęsła się od szlochania, nie jęczała, tylko stężała przy trupie syna tak, jak on sam był stężały. Ból opanował jej ciało równie silnie, jak jego ciało opanowała śmierć.
Misia i Konarzewski uklękli przy pani Drewskiej, Tężel i Stosławski stali opodal bladzi, jak ściana, Prze-