Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

i pod parasolami, stąpali bez szelestu. Było bardzo cicho i mglisto.
Rdzawicz szedł, nie myśląc o niczem. Przedewszystkiem czuł to, że jest na powietrzu, że jest zupełnie sam i zupełnie swobodny. Miał uczucie jakby jakiejś ulgi, a zarazem świadomość, bez wyraźnego rozróżniania szczegółów, że się po za nim coś stało i coś strasznego. Nim zdążył nanowo począć ulegać wrażeniu śmierci Drewskiego, myśl jego odwróciła się w inną stronę. Oto Przerwicowa nie wiedziała wprawdzie bezwarunkowo, czy Marya jest w Warszawie, ale przypuszczała, że jest i prawie na pewno. Być więc może, że mógłby ją spotkać... Na tę myśl ogarnęło go takie gorąco, że musiał chwycić powietrza ustami, nogi zadrżały pod nim, a serce poczęło mu bić gwałtownie szybko. Przez chwilę doznał takiego uczucia osłabienia, jakby miał zemdleć. Rozszerzonemi oczyma począł patrzeć przed siebie, wytężając wzrok. Przed nim, o jakie piętnaście kroków, szły jakieś dwie panie, zasłonięte parasolami: jedna była z figury zupełnie podobna do Maryi... Może to ona?!... Skrzyżowały się w nim równocześnie trzy namiętne chęci: uciec i nie dać się widzieć; dogonić i zwrócić na siebie uwagę; dogonić, patrzeć, ale samemu zostać niespostrzeżonym... Ale w tej chwili, na drugiej stronie ulicy, w przeciwną stronę idące ujrzał znów dwie panie, z których jedna mogła być także Maryą... Pośpieszył kilka kroków naprzód, potem zatrzymał się, zbiegł z trotuaru na ulicę, zawahał się, zawrócił i chciał wstecz iść za tamtemi i znów się zatrzymał... Koło niego przejeżdżały karety — w każdej z nich mogła być Marya; każda z pań, zatu-