kąd iść? Tymczasem po drugiej stronie znów wydał mu się ktoś podobny do Maryi. Mrok i gęsty śnieg nie dozwalał nawet na krótką odległość nic wyraźnie rozróżnić. Przyszło mu na myśl, że jeżeli jedną z tych pań, których odszukać nie mógł, była istotnie Marya, to może mogły iść do Porzelskiej. Skręcił się więc tam, ale minąwszy szybko bramę, poszedł dalej i zatrzymał się dopiero na rogu ulicy, skąd już naprawdę nie mógłby dojrzeć, zwłaszcza teraz, czy kto wchodzi w bramę lub nie? Bliżej stać nie chciał, nie chciał się narażać na to, aby go ktoś z rodziny Porzelskiej, ze znajomych lub służby zobaczył. Wyśmialiby go. Stał z kwadrans i dopiero zoryentował się, że właściwie nic tu nie wystoi i niczego się nie doczeka, że Marya może być Bóg wie gdzie, lub w domu u ciotki Porzelskiej, i że szukać jej po ulicach jest nonsensem.
Bardzo prędko począł iść w stronę, w którą, wyszedłszy od Stosławskiego, iść zamierzył. Szedł coraz prędzej, coraz bardziej gorączkowo, nie chcąc zwracać na nikogo uwagi. Przesunęło się mimo niego kilka kobiet, które mogły wydawać mu się w swoich długich, zacierających kształt rotundach i puszystych wysokich kołnierzach, Maryą, ale już starał się nie zważać na to. Wszedł do restauracyi i zdjąwszy futro, wybrał sobie miejsce w kącie, za jakimś rodzajem kredensu, w którym stała porcelana i szkło. Odkąd powrócił do Warszawy, w restauracyi i cukierniach starał się zawsze siadać na mniej widocznych miejscach, zdawało mu się bowiem, że ludzie, którzy go mogą znać z widzenia, będą na niego patrzyli z ironią i podrwiwającem politowaniem
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/105
Ta strona została skorygowana.