— On nie czyta, tylko podsłuchuje — odparł drugi.
Krew uderzyła Rdzawiczowi jeszcze silniej w kark i w mózg. Chciał wstać, wyjść, może rzucić się na rozmawiających, może dać w twarz garsonowi, ale równocześnie myślał, iż tak musi wyglądać, że się nie może pokazać i że jakaś piekielnie dręcząca ciekawość zmusza go pozostać. W głowie uczuł zamęt i jakby bolesne jakieś zamroczenie.
Rozmowa ciągnęła się dalej. Ktoś zapytał:
— Czy ten Borzewski ma duży majątek?
— Taki znów wielki nie — odparł drugi brunet — ale zawsze teraz jakie dziesięć tysięcy rubli dochodu, a po najdłuższem życiu najukochańszych rodziców jeszcze coś. Oni mają dwie wsie koło Żytomierza i dom w Kijowie. Tylko, że jest tam jeszcze dwoje małych dzieci. On u siebie w majątku chce stawiać teraz hutę szklanną na spółkę z Karolem Mojwiłłem i Konstantym Siodłowskim z Lubaczki.
— Ma foi, Mojwiłłowie, to magnacki dom. Ale pocóż między takie dwa porządne nazwiska...
— Dwaj bracia Mojwiłłowie musieli wystąpić z klubu w Kijowie z powodu kart — wtrącił z satysfakcyą jeden z tych, którzy się nie pieczętowali niczem.
— Ale zawsze zostali kniaziami Mojwiłłami. Otóż skądże tam ten Siodełko?
— Jaki Siodełko? Siodłowski.
— Ależ, drogi panie, croyez moi, Siodełko. Ich jakiś pradziad, założyciel dynastyi, u ostatniego Wiśniowieckiego, Dymitra, był stajennym, i konia podawał. Dlatego go nazywali Siodełko, a jak się tam przedtem
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/110
Ta strona została skorygowana.