Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

miło! Myślałem, że pan spuchnie od komplementów pani Porzelskiej.
Borzewski uśmiechnął się znowu i puścił kółko dymu z cygara.
Ma foi, jak pan to pięknie robi. Gdyby na świecie było co warto robić, tobym się tego nauczył, jak Bogu dobrze życzę. Garson, zapal mi segaro.
— No, cóż Marynia, cóż? — nacierał pierwszy brunet. — Niech pan się o to nie gniewa, że pana tak przyciskamy, ale widzi pan, panna Tyżwiecka, to jest takie dziecko pułku. My wszyscy kochamy się w niej, wszyscy nosimy w butonierkach kamelie, używamy vera violetta i papierów listowych heliotrop, bo to jej ulubione perfumy i kolor. My jesteśmy jej lejbgwardya. Zawiązaliśmy to stowarzyszenie tego lata w kąpielach, gdzieśmy się bosko bawili! Przekupiliśmy badedinerkę, która nas wprowadzała na jakiś stryszek, skąd można było widzieć, jak się Marynia kąpała. Ciasno tam bywało okropnie, bo nas tam bywało naraz po trzech i czterech. Ale cośmy widzieli, to, powiadam panu — —
— Postanowiliśmy tam — przerwał drugi brunet — że jeżeli żadnego z nas nie wybierze na męża, to tylko z naszej ręki może go dostać. Musisz się pan o nasze względy starać.
— Ale, cóż znowu, panowie żartujecie — rzekł Borzewski, uśmiechając się i usiłując ukryć śmiechem niesmak, jaki mu się malował na twarzy.
— Nie, my wcale nie żartujemy. Nasza paczka zna Marynię od niedawna, bo dopiero od pół roku, przedtem nie bywała w naszem towarzystwie i znaliśmy