ją tylko z widzenia i trochę z balów publicznych, ale znamy ją dobrze. Ona jest panem widocznie zajęta. Kiedy się do pana przysiadła Bronka Szczerbska — prawda co to za łobuz dziewczyna? — i ta piękna pani Notweinowa — tam, panie, tylko śmiało! — Marynia się zaczerwieniła i była taka zła, że mi naprzód o mało nie parsknęła w nos, że jestem idyota, choć zazwyczaj dosyć jest na mnie łaskawa, a potem wcale ze mną gadać nie chciała.
— A mnie poradziła, żebym zbyt nie zaniedbywał egzaminu dla fiksów — rzekł pierwszy brunet. — Jabym jej zrobił egzamin, żeby tylko chciała...
— Ma foi, i mnie się coś dostało po łysinie od tej jędzy. Ale co, panie, nie macie na Ukrainie takich? Ta Tyżwiecka, to kobieta frontowa. A, a, panie Kufke, wymawiam sobie, obok cebuli, codzień po obiedzie pół godziny na Słowackiego. Jak Bogu dobrze życzę — garson, segaro jest wilgotne, inne! — lubię tego demokratycznego poetę najbardziej ze wszystkich.
Kto, mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, ten niech umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w jodeł szumie.
Tak żyłem...
Thi! thi! jak Bogu dobrze życzę, majestat! — dodał kiwając z entuzyastycznem przekonaniem ręką.
— Cóż panie, jakżeście się pożegnali? — pytał znów pierwszy brunet Borzewskiego. — Co panu powiedziała na odchodnem? Ścisnęła panu mocno rękę, co?
— Panie Beer, pan Borzewski jest gentlemanem —