może właśnie dowiedziawszy się, że on, nie zważając na nic, na nic, cokolwiek zaszło, stanął w jej obronie, stanął sam przeciw kilkunastu... Gdyby miał pojedynek, gdyby był ranny, może, może wróciłaby do niego, może przyszłaby do jego pokoju, gdzieby leżał, i nachyliła się nad nim i wyciągnęła ku niemu obie ręce i szepnęła mu: kocham... Może ów sen jej, opowiedziany w Kłężu, był właśnie przepowiednią, wróżbą tego, co się ma stać na prawdę... Może tak będzie leżał, trupio blady, prawie martwy, a ona nachyli się nad nim i ożywi go swoim oddechem, samem tem, że przy nim jest, ta Marya, ta Rysia serdeczna, umiłowana... A może zginie za nią... W takim razie pozostanie jej na zawsze w pamięci, jako smutny i cichy wyrzut, jako żal rzewny i pełen melancholii... Pójdzie za jego trumną, bardzo blada i bardzo smutna... Wykopią grób, a ona garstkę ziemi, tam, na jego trumnę rzuci... Będzie kwiaty na grób jego kładła i fotografię postawi na biurku... Pójdzie za mąż, będzie miała dzieci, ale naprawdę do końca życia należeć będzie do niego, do jego cichej, smutnej, pełnej melancholii pamięci...
Wtem, na komendę kapitana zebrani powstali nagle od stołu, śpiewając chórem:
Un Musulman, très brave garçon,
Portait sa femme et caleçons,
On lui a dit: vous êtes chocolat —
Il leur répond: Kif, kif, Allah...
i wyszli z sali.
Chwilę jeszcze pozostał tylko Kołolaski, któremu