kawałku papieru trumny, a na nich siedzące skrzydlate anioły.
— Ty się nie bardzo godzisz na to, co ja mówię — ozwał się Tężel po chwili.
— Bo ty bierzesz człowieka tak, jak żeby to były ot naprzykład te dwie zapałki na krzyż złożone, tym czasem każdy człowiek jest jak morze, po którem pływają okręty. Widzisz fale, które je kołyszą, możesz widzieć burzę, która je zatopi, ale dlaczego na morzu jest taki, albo inny ruch, tego nie wiesz i ostatecznie wiesz wprawdzie, dlaczego się okręt kołysał lub utonął, ale skąd się to wzięło, nie wiesz.
— Bo wiatr wiał taki, albo inny.
— A skąd się wzięła zmiana wiatru?
— Wskutek przyczyn atmosferycznych.
— A te przyczyny?
— Znowu z jakichś przyczyn.
— A te?
— Także miały swoje — rzekł Tężel, czując, że traci grunt pod nogami.
— I tak dalej, i tak dalej, i w końcu wiesz, skąd się wszystko wzięło?
— Ja wiem — odparł żywo Tężel, czując, że wybrnie. — Z Boga.
Rdzawicz popatrzył na niego, potem wziął kawałek listowego papieru z pudełka i zamaczawszy pióro, oparł głowę na ręku. Tężel zaś rzekł półgłosem raczej, jakby sam do siebie: Jeżeli się stąd wyjdzie, skąd ja wychodzę, to człowiek jest taki prosty, jak dwie zapałki na krzyż złożone — na co Rdzawicz, przykładając pióro
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/137
Ta strona została skorygowana.