Widziałem tu jakiegoś psa pod murem, jakem wracał, może to ten. Trzeba wyjrzeć.
Otwarł okno i wyjrzał. Mieszkał na nizkiem, pierwszem piętrze, więc słyszeć mógł wyraźnie, co się na ulicy dzieje. Pod domem zobaczył człowieka, który kopaniem nogi usiłował zepchnąć nie mogącego się podnieść psa, z trotuaru na ulicę.
— Co wy tam robicie? — krzyknął Rdzawicz.
— Ja jestem stróż nocny, sprzątam psa — odpowiedział mu ochrypły, gruby, barbarzyński głos z dołu.
— Dajcież mu pokój, widzicie, że zdycha.
— To moje prawo sprzątać go. Co tu ma pod ścianą walać!
— Mówię wam, dajcie mu pokój! — krzyknął Rdzawicz porywczo, usłyszawszy, jak pies zaskomlał zamierającym głosem po nowem uderzeniu nogą.
— A pan co tu ma do rozkazowania?! — odkrzyknął mu stróż z dołu. Patrzcie, jaki mi opiekun! Nie takich my tu widzieli! — I znów psa kopnął.
Rdzawiczowi krew uderzyła do głowy. Chwycił bokser ze stołu i poskoczył ku drzwiom, ale zawrócił się, mówiąc: »to będzie prędzej« — porwał prześcieradło z łóżka i, podawszy jeden koniec Tężlowi, krzyknął: »Trzymaj to« — poczem drugi wyrzucił przez okno. Tężel, nie zastanawiając się, posłuszny rozkazowi, ścisnął w swoich stalowych łapach róg płótna, a Rdzawicz skoczył na okno, i po zwisającem wzdłuż muru prześcieradle, z błyskawiczną szybkością zsunął się na dół. Zawisł trochę nad ziemią, ale skoczył. Stróż oniemiał, cofnął się i zdjął czapkę. Tymczasem Tężel umocował,
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/139
Ta strona została skorygowana.