Nad drzewami, w oddali i w górze, widniała na szafirowym w tej stronie błękicie, podobnym do ściętego w twardą taflę morza, czerwona wieża kościelna z iskrząco wysrebrzonym, stożkowatym dachem, na którym stał krzyż, jakby w czarnym dyamencie rznięty. Wieża tonęła w ukośnem ku tej stronie świetle niebieskiem, wydającem się jakby metalicznem powietrzem, przestrzenią z rozwianego metalu, który niewidoczny, jak woń, świecił, jak ona pachnie.
Spokój rozpostarł się nad parkiem i błękitna, słoneczna senność ogarnęła ziemię. Było cicho.
Był to poniedziałek. W salonie zachęty sztuk pięknych otwarto wczoraj, w niedzielę, specyalną wystawę prac Rdzawicza. Stanowił ją obraz »Wampir« i gipsowa grupa półnaturalnej wielkości »Miłosny uścisk centaurów«.
Przez cały wczorajszy dzień i dziś od rana Rdzawicz nie wychodził z domu; nawet chcąc przejść ze swego mieszkania na pierwszem piętrze do pracowni na dole, nadsłuchiwał przy uchylonych drzwiach, aby kogo nie spotkać. Kiedy rzeczy swoje ekspedyował do salonu, zdawało mu się, że wysyła tam jeśli nie arcydzieła, to przynajmniej coś blizkiego arcydzieł; potem zaś opanowało go takie do tych rzeczy zniechęcenie, że już Tężel musiał go zastąpić we wszelkich układach z zarządem wystawy, ponieważ sam tam nie chciał się pokazać. Napróżno Tężel tłómaczył mu, że komitet zachęty »otworzył gębę jak wrota« i że poważna pani bileterka »tak podskoczyła z zachwytu, aż się uderzyła piętami« i że on, Tężel, »mops jest arogancki« i »wyżeł
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/143
Ta strona została skorygowana.