co do roboty. Zresztą przecież pomagał mi Tężel, Czempiński i jeszcze trzech rzeźbiarzy. Inaczej nie bylibyśmy nigdy tak prędko gotowi.
Pani Laura i pani Bisza wstały z podanych sobie krzeseł i podeszły ku nagrobkowi.
— Okropniem tego była ciekawa, ale bałam się panu przeszkadzać — rzekła pani Laura.
Nagrobek Drewskiego, kuty w marmurze, Rdzawicz tak skomponował: na trumnie, bliżej stóp nieboszczyka, siedział ze schylonemi ku ziemi kolanami, złożonemi i również spuszczonemi rękoma, w trzech czwartych naturalnej wielkości, anioł w powłóczystej draperyi, o olbrzymich, rozpiętych skrzydłach, któremi jakby nakrywał i osłaniał całą trumnę od końca do końca. Głowę miał zniżoną cokolwiek ku piersi, powieki przymknięte i w twarzy wyraz nietyle smutku, ile głębokiej, niezmiernej, nieskończonej i nieskończenie milczącej zadumy.
— Wiesz, żeś jeszcze nic takiego nie zrobił — rzekł Przerwic.
— Cudowne, cudowne! — szeptały obie panie, Tężel zaś miał promienistą minę, która mówiła: »Patrzcie! to on! to Roman Rdzawicz!...«
— To jest anioł śmierci — rzekła pani Bisza.
— Nie, pani, to jest anioł tych, którzy umarli — odparł Rdzawicz.
— A co to jest? — spytała pani Laura, wskazując palcem dużą bryłę białego marmuru, w której można się było domyśleć siedzącej postaci, w ten sposób, że prawa noga opierała się na lewem kolanie.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/150
Ta strona została skorygowana.