morem Przerwic, biorąc się za nos z garbkiem, ale trochę krótki. — Za to moja żona ma prawdziwy rasowy nos: i dłudi i z garbtiem — dodał, karykaturując wymowę pani Laury.
Tężel zaś patrząc na śliczną, różową i uśmiechniętą panią Laurę, myślał, że taka kobieta jest cud i że życie z taką kobietą jest cud i że taką na swej drodze powinien był spotkać Rdzawicz, i że on... bałby się koło takiej kobiety chodzić, żeby jej cienia nie przystąpić.
— Ktoś tu idzie aleją, jakiś mały człowieczek; kto to? — rzekła pani Bisza.
— To Czempiński, finitor Romka, proszę pani — rzekł Tężel, obróciwszy się ku oknu.
Za chwilę wszedł do pracowni nizki, zgarbiony człowieczyna, o rzadkich, siwych włosach, małych, zaczerwienionych oczach za okularami w rogowej oprawie, rzadkich, siwych i pożółkłych od palenia wąsach, z trzęsącą się dolną wargą i brodą, o niezmiernie poczciwym, dobrodusznym i zasklepionym w kilku myślach wyrazie pomarszczonej, pomiętej i źle ogolonej twarzy. Na szyi miał fular czarny w bronzowe centki, z nad którego wystawały rogi niekrochmalonego kołnierza, tabaczkowy surdut, długi do kolan i zapięty prawie pod gardło, wytarty i świecący, spodnie nieokreślonego koloru w kraty i buty rozklapane i stosunkowo do jego wzrostu ogromne. W rękach trzymał twardy filcowy kapelusz, zanadto do swej formy wysoki i z za dużemi rondami, niegdyś koloru czarnego, a teraz gdzieniegdzie prawie ciemno‑zielony; laskę trzcinową, na czerwono
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/159
Ta strona została skorygowana.