grubą, popielatą himalaję, z ciemnym, szerokim pasem u dołu i popielatymi frendzlami, z pod której wychodziła ciemna suknia. Rękawiczki miała w ręku i widocznie przebiegała tylko z niedaleka do atelier Rdzawicza, nie ubierając się w kapelusz, ani płaszczyk, czy paltot. Musiała iść prędko, bo miała mocne rumieńce na dziwnie gładkich i delikatnej płci licach. Tryskały z niej zdrowie i siła. Miała przytem w swoich szarych oczach dużo sentymentu i tkliwości. Zobaczywszy obcych, stanęła sztywno przy drzwiach, puszczając z rąk otulającą ją chustkę; wówczas można było odgadnąć, że cała jest przepysznie zbudowana, idealny model rzeźbiarski. Ciemno‑granatowy trykotowy stanik z białymi guziczkami, zapięty pod szyją srebrną broszką w kształcie listka z łodygą, obciskał jej krągłą, wysoką pierś i smukłą, a nie ściskaną gorsetem talię, pod ciemną spódnicą zaś rysował się łuk wspaniałych bioder. Stopy w gumowych bucikach miała nieduże i kształtne; ręce tylko były trochę grube i widocznie nie oszczędzane.
Milcia postąpiła kilka kroków naprzód, skinęła głową obecnym i przysiadła na trumnie z nagrobka.
— Qu’elle est jolie, cette fille — zauważyła pani Laura.
— Magnifique! — mruknęła pani Bisza, spoglądając z uśmiechem z pod oka na Rdzawicza.
— Dziwna figura ten pan Czempiński — rzekł Przerwic, rysując ołówkiem od zegarka gzygzaki na stole. — Razem z tym przysłowiem możnaby go pysznie do komedyi wsadzić.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/164
Ta strona została skorygowana.