prawdę jego życie nie jest przez katastrofę z Maryą złamane i że sam w siebie chce to wkłamać, zarazem zanadto żywotny, aby chciał, żeby tak było, i zanadto romantyczny, aby stanowczo i nie chciał. Tymczasem dorożka zajechała na miejsce.
Rdzawicz wyskoczył i sam ucieszył się swoją elastycznością, jakby odzyskaną na nowo. Niby poprawiając, przekrzywił trochę szapoklak na głowie z pewną junakeryą i począł wchodzić na jasno oświetlone i strojne kwiatami schody, uderzając rękawiczkami, które trzymał w ręku, o paltot. W garderobie zauważył, że przeszła koło niego jakaś oryginalna, ruda, dosyć wysoka i blada kobieta, lat może około trzydziestu. Zauważył, że spojrzała na niego i że miała ciemne brwi i ciemne oczy.
Wszedł na salę.
Miał to być wielki raut w połączeniu z koncertem i żywymi obrazami, zupełnie oryginalnie obmyślony przez kilka dam z arystokracyi i bogatej burżuazyi. Środkiem ogromnej sali biegł między dwoma rzędami krzeseł ku estradzie, szeroki pasaż, ale krzesła nie były poustawiane regularnie, jak zazwyczaj, tylko porozrzucane w grupy koło małych, eleganckich stolików. Mnóstwo światła, mnóstwo kwiatów w festonach, girlandach, mnóstwo kwitnących w wazonach, wielkie oleandry, mirty, fikusy. Na estradzie fortepian czarny i połyskujący, i u góry, ponad nią, zaimprowizowana, wzniesiona kurtyna.
Kiedy Rdzawicz wszedł, było już pełno w sali. We drzwiach opuściła go cokolwiek pewność siebie i uczuł, że dawno nie poruszał się w tłoku i na bardzo woskowanej posadzce. Zrobiło mu się od razu duszno
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/179
Ta strona została skorygowana.