słów, impet fantazyi i pęd, a organizm stosunkowo wątły... Jak on to przetrzyma?... Gdyby nie przetrzymał... Jezus Marya!...
Tężlowi aż zawirowało na to przypuszczenie w głowie.
— Jezus Marya!...
Ośm lat przeżyli prawie nierozłącznie.
Tężel miał wówczas dwadzieścia dwa lata i ponieważ późno mógł się wziąć do roboty, kopiował dopiero w akademii sztuk pięknych antyki. Robił właśnie głowę Junony i był bardzo kontent z roboty. Zdawało mu się, że robi doskonale i że kopia jest ogromnie podobna.
Jednego dnia, w październiku przychodzi do sali szkolnej i zastaje przed swoją robotą może ośmnastoletniego szkraba. Dość wysoki, cienki, smukły, blady, o czarnych, świecących włosach, mocno falistych, nos orli z rozdętemi nozdrzami, usta dość grube, oczy dziwne, jakby stalowe, duże, świetliste, głęboko osadzone. W całej postawie coś zuchwałego i niezmiernie swobodnego, coś poprostu lotnego, ale szkrab.
Tężel patrzy na niego, a on na Tężlową glinę. Trwa tak chwilę, aż się Tężel, pewny swego pyta:
— Cóż, panie, podobne?
— Nie, panie, niepodobne — odpowiada szkrab.
Tężla aż zaświerzbiało w garści: A szkrab! A smarkacz! — Ale przedewszystkiem tak się zmieszał, że języka zapomniał w gębie.
— Tak pan sądzi? — bąknął.
— A tak — odpowiada chłopak.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/18
Ta strona została skorygowana.