gnetyzowana pańskim »Wampirem«, koniecznie potrzebowałam wypowiedzieć jakoś mój entuzyazm. Ale z czego się pan domyślił? Muszą pana przecież ludzie zasypywać kwiatami?
— Nikt mnie nigdy niczem nie zasypuje, pani, a poznałem po storczykach, które pani ma u gorsu.
Heimerthowa rzuciła okiem na butonierkę Rdzawicza przy fraku i rzekła:
— Myślałam, że pan tak dużo dostaje kwiatów, że nie chcąc nikomu robić przykrości, z niczyjego pan nie wybrał.
— Nie, pani, tylko nie wiedziałem od kogo bukiet.
— A teraz... ale to byłoby za mieszczańskie, o cobym się pana była spytała.
— A ja pani odpowiem bardzo niegrzecznie, ale tak, jak jest: i teraz nie byłbym wziął, bo się nosi między ludzi kwiat albo kupiony od ogrodnika, albo z ręki, którą się kocha.
Heimerthowa zamyśliła się trochę i rzekła sentymentalnie:
— Tak, ma pan racyę. Kwiat dzisiaj jest rodzajem tego, czem była niegdyś rękawiczka u hełmu.
W salonie komitetowym było pełno: w kostyumach z dworu Ludwika XV rozmawiali ze sobą poprzebierani mężczyźni i kobiety, a wśród nich kręcili się ci, którzy ubierać się mającym wystąpić w obrazach pomagali.
— Pani nie występuje? — spytał Rdzawicz Heimerthowej.
— Nie.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/219
Ta strona została skorygowana.