— Pomogę.
— No, to niech pan przyjdzie do mnie. Oto jest mój adres.
— Dobrze. Przyjdę zaraz popołudniu.
— Do widzenia.
— Do widzenia.
I rozpoczęli robotę. Tężel pomógł Rdzawiczowi obtłuc marmur, ten zaś wziął się do modelowania w glinie swego Anioła życia. Ale rzecz okazała się daleko trudniejsza, niż Rdzawicz przypuszczał.
— Nie idzie — mruknął raz Tężel, stając przed glinianą masą na postumencie.
— A nie idzie — odparł smutno Rdzawicz.
— Wie pan co, możeby to odłożyć na później, aż się pan więcej nauczy. Zawcześnie się pan zabrał do kompozycyi.
— Mnie się też zdaje, że ja za mało umiem.
— Przecie my dopiero figury z antyków zaczynamy robić, a pan chce komponować.
— A bo Michał Anioł przecież wie pan, zrobił, mając szesnaście lat, taki posąg, że wszyscy myśleli, że to antyk.
— No, tak, ale widzi pan...
— O, panie, aut Caesar, aut nihil — podchwycił żywo Rdzawicz.
I wziął się na nowo do lepienia, ale »nie szło«. A Tężel nucił:
Dadzom mi jom, dadzom,
Piknie odprowadzom,
Ale trzeba pocekać...