i sławą uczonego. Sława Kowala — uśmiechał się pogardliwie. — Któż o nim wie? Pięćdziesięciu albo sześćdziesięciu ludzi... I znów uśmiechnął się wzgardliwie, czując, że robi to wbrew przekonaniu, i że naprawdę sława Kowala więcej jest warta od jego, bo każdy z tych pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu ludzi, którzy o Kowalu wiedzą, jest człowiekiem, o którego opinię dbać warto, bo jego sława nie jest sławą arlekina, jaką jest w mało cywilizowanych społeczeństwach, sława artysty. Ja z moimi »Centaurami« i »Wampirem« — myślał — muszę tu babom fałdy układać, a on tam ze swoim zielnikiem i mikroskopem spokojnie sobie z Elą siedzi i rozmawia. I znowu czuł ochotę krzyknąć: moja jest!... i krzyknąć: kocham!... jeżeliby tego słowa było potrzeba, aby się mógł utrzymać przy słowach: moja jest. Coś zaborczego w nim się porwało: chciałby był biec i wbić w Elę palce, ażeby mu jej krwią opłynęły: chciałby ją był wijącą się z boleści garnąć ku sobie, gdyby cisnęła się ku niemu z pragnienia i razem wydzierała mu się z bólu. Nie chciał tego słowa myśleć, czuł, że jakaś zapora stoi między tem słowem a nim, jednakże upajał się dźwiękiem: kocham, kocham...
Tymczasem Heimerthowa opowiadała mu o swej galeryi i prosiła go bardzo, aby zechciał jej opowiedzieć, czy jeden z jej Rubensów jest oryginałem, czy kopią, która byłaby arcydziełem w swoim rodzaju. Przyrzekł jej, że będzie u niej w piątek, zapominając o danem na ten dzień i na tę samą godzinę przyrzeczeniu pani Braunbergowej, i nie czekając odsłonięcia po raz trzeci kurtyny, wysunął się z salonu na salę. Idąc szybko w stronę,
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/226
Ta strona została skorygowana.