trzył na obecnych i zdziwił się niezmiernie: pani Laura czerwona była, jakby jej cała krew z nóg do głowy buchnęła, Przerwic i pani Bisza stali ogromnie zmieszani, Rdzawicz zaś, blady, jak trup, czynił wrażenie człowieka, któremu przed sekundą powiedziano, że go zetną. Morski zdumiał się jeszcze bardziej i popatrzył z kolei na pana Rosieńskiego i panny, którzy widocznie tak samo spostrzegli, że się coś dzieje i tak samo nie rozumieli co, a gdy zobaczył, że i owa śliczna panna i jej towarzyszki są pomieszane, począł odgadywać, że się tu ktoś z kimś spotkał niepotrzebnie, a jak łatwo mógł się domyśleć, nikt inny, tylko Rdzawicz z ową śliczną panną.
Wtem ona odwróciła się szybko i biorąc pod rękę starszą panią, która rozmawiała z wysokim, pięknym blondynem z dużymi wąsami, posunęła się szybko w przeciwną stronę, a za nią poszła reszta towarzystwa, duża, szczupła panna, piękny, wysoki blondyn, drugi blondyn starszy, dosyć otyły i dwóch młodych brunetów. Śliczna panna szła ku estradzie, coraz dalej, szybko, jakby uciekała. Z daleka tylko widział Morski jej głowę, strojną w białe kwiaty, i obok pięknie rozczesaną głowę wysokiego blondyna.
— Qu’est ce? — pomyślał.
Nagle Rdzawicz, jeszcze prawie bledszy, niż był poprzednio, nie mówiąc do nikogo słowa, zwrócił się i odszedł, idąc tak, jakby nad każdym krokiem musiał panować z nerwowym wysiłkiem. Poszedł w stronę bufetu i znikł we drzwiach.
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/232
Ta strona została skorygowana.