niej... Może potrzeba było właśnie tej chwili spotkania, aby wszystko, co upadło, powstało z gruzów na nowo... Ona jest tam!... Ona!.. Ona!... Ona!...
Wszedł na salę. Dosyć długą chwilę błądził po niej, nim wreszcie ujrzał Maryę, nieopodal estrady, w tem samem towarzystwie, co poprzednio, tylko jeszcze jakiś młody człowiek stał przed nią, a ona rozmawiała z nim tak, jakby go na całe życie zdobyć sobie chciała, gdy on widocznie tonął w niej zupełnie, opętany nieodpartym czarem tej kobiety. Rdzawicz uczuł, jak mu się kąty ust ściągają w dół na wewnątrz i podsunął się, nie zważając na nic, ślepy na skierowane ku sobie spojrzenia pani Porzelskiej i panny Strzeliskiej. Marya spostrzegła go: ani na twarzy jej, ani w oczach nie odbiło się już teraz żadne wrażenie; mówiła dalej, nie patrząc więcej w jego stronę. Wówczas on czuł ból, jakby mu ptak drapieżny wbił szpon w serce, w wargach zadrgało mu: Ja nie istnieję dla niej! — i wyszedł z sali prawie nieprzytomny.
Ubrał się, wydostał na ulicę i wsiadł w dorożkę, nie wiedząc, kiedy to czyni — nie myślał nic i nic nie czuł — spadła nań zupełna ciemność. Nagle znalazł się przed drzwiami swego domu: wszedł nie do mieszkania, lecz do pracowni i zapalił wszystkie lampy i świece, jakie tam były. Pracownia stanęła w świetle, które padło na nagrobek Drewskiego, na »Trucicielkę«, na szkic do »Wampira« i »Opuszczenie«, odwrócone na sztalugach frontem. Wówczas cisnął szapoklak o ziemię i kopnął go w kąt pokoju, zrzucił na podłogę paltot i podniósł pięść w górę, jakby groził. Straszliwy gniew,
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/235
Ta strona została skorygowana.