straszliwa chęć zemsty, straszliwe uniesienie i poczucie własnej siły porwało go. Z zaciśniętych zębów wydobyła mu się na usta piana, a pierś oddychała gwałtownie i głośno. Chwycił ze ściany portret Maryi, rzucił go na ziemię i nogą uderzył. Zarazem w głowie szumiało mu i huczało i czuł, że w nim coś potwornego rodzi ból, gniew i chęć zemsty. Nagle, jakby mu skrzydła wydarły się z ramion i rozpętały nad głową... Pochwycił blejtram z naklejonym świeżo kartonem, oparł na sztalugach i począł rysować. Pod ręką jego rósł kształt z niesłychaną szybkością. Na ziemi leżał mężczyzna w płaszczu, z zasłoniętą twarzą, tak jak w »Wampirze«, nad nim zaś stała kobieta, oparta jedną nogą na jego piersiach, drugą występująca naprzód i obu rękami odsłaniająca z draperyi nagi przód ciała, w ruchu wyzywającym hetery, jakby mówiła: dalej! dalej!... Twarz jej była twarzą Maryi, narysowaną z pamięci, ale zrobioną jakby w halucynacyi i tak podobną, jakby leżący na ziemi portret. Pod spodem podpisał wielkiemi literami:
Poczem doznał dziwnego wrażenia, jakiego nigdy jeszcze nie doznawał: oto na moment stracił zupełnie świadomość siebie, nie tak jednak, jak się traci pod zbyt silnem wrażeniem, ale tak, jakby mózg przestawał istnieć w człowieku; wzdrygnął się i przeląkł, omdlenie to bowiem mózgowe miało w sobie coś strasznego i złowrogiego, podobnego do żywej śmierci, do śmierci duszy w żywem ciele — i wysilony, zmęczony, ale jakiś szalenie, dziko tryumfujący, padł na szezlong.