domienia, stało mu się nagle zupełnie widno w głowie i uczuł, że się opamiętał zupełnie.
— Tężel — rzekł — czegóż taisz przedemną? Miałem zapalenie mózgu, czy tak?
— Tężel zakręcił się trochę, jakby zaambarasowany i odpowiedział:
— Nie, niby coś ci było trochę ze zmęczenia, ale żadne znowu zapalenie...
— Nie miałem przytomności całe cztery tygodnie?
— Trochę niezupełną czasem, ale to nic. Każdemu się to może zdarzyć, jak się przemęczy.
Rdzawiczowi ujawniło się teraz wszystko: oto robił był w glinie »Anioła śmierci« przez trzy tygodnie przeszło z niesłychanem wytężeniem i jakby w hallucynacyi, nie wychodząc prawie wcale z domu i nie widując się z nikim; podczas roboty kilka razy tracił na moment świadomość siebie, tak, jak ją stracił na moment podczas rzucania szkicu na karton, i czuł bóle w mózgu. I to musiał być początek choroby. Jednego dnia, była to środa w pierwszych dniach kwietnia, zrobiło mu się jakoś dziwnie niedobrze. Położył się na kanapie w pracowni, było koło godziny czwartej po południu, i od tego czasu nic nie pamiętał.
— Tężel — rzekł po chwili.
— Co? — spytał Tężel.
— Kto mnie leczył?
— Kraus i Magnuszewski.
— A kto bywał u mnie, prócz ciebie?
— Wszyscy: Przerwicowa i Przerwic, pani Elżbieta,
Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/242
Ta strona została skorygowana.